- Mam tyle pytań, tyle pytań, iż nie wiem, od czego zacząć. A najgorsze
jest to, że tak naprawdę, w głębi serca znam odpowiedź na te wszystkie pytania.
Bardzo jednak potrzebuję rozmowy. Potrzebuję porozmawiać z kimś, kto spojrzy na
to wszystko z boku, jako osoba trzecia. Potrzebuję porozmawiać z kimś, kto ma
odwagę powiedzieć dokładnie to, co myśli. A wiem, że ty masz tę odwagę. Nie
wiem, czy pamiętasz, ale byłam już u ciebie kilka lat temu, prawie dziewięć. Byłam
wtedy młodą rozmarzoną trzpiotką, bujającą w obłokach. Podobała mi się rozmowa
z tobą. Już na samym wstępie spodobał mi się fakt, iż pozwoliłaś mi mówić do
siebie po imieniu, pomimo dużej różnicy wieku i nie tylko wieku – radosny,
wręcz szelmowski uśmiech rozjaśnia twarz dziewczyny. Przesuwam ręką po talii
kart, rozkładając ją w wachlarz. Wyciągam jedną z nich i pytam
- Wtedy, przed laty przyszłaś do mnie, bo akurat poznałaś kogoś, kto był
żonaty, tak?
- A wiec jednak pamiętasz mnie? – Jest
wyraźnie zaskoczona.
- Nie dokładnie tak pamiętam, jak myślisz. Gdzieś, w zakamarkach mojej pamięci
jest to nasze spotkanie, ale teraz to karta pomogła mi odtworzyć naszą pierwszą
rozmowę. Pozwalam mojej intuicji „brodzić’ swobodnie po temacie i wsłuchując
się w siebie, kontynuuję
- Byłaś wtedy też zupełnie inna. I wewnętrznie i zewnętrznie. Chyba byłaś
mocno okrągła w stosunku do tego, co widzę teraz. Kolor włosów też był zupełnie
inny. Był… płomienny? – Pytam, gdyż jakoś nie do końca jestem pewna, wrażenia,
jakie odbieram z przeszłości – coś między czerwienią i wiśnią, bo przypominam sobie
swoją myśl, że kolor ten dokładnie określał twoją wtedy buńczuczność.
- Tak, dokładnie taki kolor włosów miałam wtedy i takie właśnie nastawienie.
Uważałam, że cały świat należy do mnie, że to ja właśnie mam rację i prawo do
tego, by robić to, co chcę. Przyszłam do ciebie, abyś mi powiedziała, ile czasu
potrwa zanim on odejdzie od żony i ożeni się ze mną. O ironio – mówiąc to
smutno patrzy przed siebie.
- Byłam taka pewna siebie. Do dziś pamiętam ogromne zdziwienie, gdy
usłyszałam twoje słowa. Pamiętam to ogromne przerażenie, jakie narastało we
mnie z każdą odkrytą kartą. Nie rozumiałam ich, ale i tak ukazujące się obrazki
przemawiały do mojej wyobraźni. I uświadamiały mi, że to nie jest wcale tak jak
ja myślę. Rozmawiałaś wtedy ze mną długo, bardzo długo. O wiele dłużej niż
powinno trwać spotkanie. Broniłam się, nie chciałam wierzyć w to, co mówisz.
- Teraz nie chcesz uwierzyć w to, co ci mówią karty, nie chcesz słuchać
słów, które wypowiadają moje usta, ale kiedy wrócisz do domu i ochłoniesz, te
moje słowa będą brzmieć ci w uszach i w sercu. Nie nalegam, abyś zrobiła to, co
ci radzą karty, ale proszę, abyś wzięła to pod uwagę – mówiłaś a ja starałam
się zachować spokój i nie zrobić ci awantury.
- Przepraszam za tę moją złość wtedy – mówi Ewelina patrząc mi ciepło w
oczy – przepraszam, bo wiem, że ty ją czułaś. Nie gniewaj się, ale wtedy wyzywałam
na ciebie w duchu, bo przyszłam po super fajną wróżbę, a ty miałaś dla mnie
tylko złe rzeczy.
- Rozumiem to doskonale, nie musisz ani się tłumaczyć, ani czuć się źle z
tego powodu – gładzę ją po ręce, starając się dodać jej otuchy – marna byłaby
ze mnie wróżka, gdybym tego wszystkiego nie rozumiała. To zrozumiałe, że twoja
reakcja była właśnie taka. Wszystkie tak reagujemy, bo „na uczucia nie ma
mądrych”. Nieważne, ile która ma lat i jaki zawód. Gdy taka sytuacja dopada po
raz pierwszy, każda „głupieje”.
- Wiesz Krysiu, chciałabym do tamtej rozmowy jeszcze raz wrócić, a dopiero
potem przejść do tego, co teraz dzieje się u mnie w moim życiu – mówi, a ja
pochylam głowę potakującym geście.
-Pozwól jednak, że zanim zacznę wspominać, zapalę sobie na balkonie –
mówiąc to wychodzi na balkon, a ja wodzę ręką po rozłożonej talii kart. Nie
odkrywając żadnej już wiem, że teraz role się odwróciły. Jest mi smutno, bardzo
smutno i już rozumiem znaczenie świeżego „znaczka „na palcu po obrączce. Obrączce,
która legalnie jeszcze się jej należy.
- Muszę zrobić coś jeszcze –
mówi wracając do stołu. Otwiera torebkę i chowając paczkę papierosów, wyciąga
równocześnie coś, co przez chwilę trzyma ukryte w dłoni. Z oczu łzy płyną już
teraz strumieniem, a trzęsące się ręce przez chwilę nakładają się jedna na
drugą. Gdy siada, na prawej ręce, nie ma już śladu po obrączce.
CIĄG DALSZY NASTĄPI...
Juz jestem ciekawa dalszej części :)
OdpowiedzUsuńwzruszająca opowieść, czekam na dalszy ciag..
OdpowiedzUsuń