czwartek, 10 kwietnia 2014

"WERA" - część czwarta


CIEMNE CHMURY

Głęboka pieczara gdzieś w głębi ziemi, a z niej prowadzą schodki jeszcze niżej. Schodząc powoli w głąb kobieta coraz szczelniej otula się szalem. Przerażenie, jakie ogarnia ją z każdym krokiem nakazuje jej wrócić szybko na górę. Nie poddaje się jednak tym myślom, wiedząc iż musi dotrzeć do sedna tajemnicy- inaczej trudno będzie wygrać życie małej. Na ścianach piwnicy jest coraz więcej pająków, są coraz większe i groźniejsze, atakują coraz mocniej.

 Trzymając w ręku zapaloną pochodnię kieruje się coraz głębiej. Tunel tak szeroki początkowo, jest coraz to węższy i niższy. W jej uszach zaczyna się dziwny szum, coraz głośniejszy, przechodzący w pisk o
niesamowitej częstotliwości. Rozsadza jej mózg, doprowadza do szału. Coraz trudniej jest jej zebrać myśli, ale pomimo to, z uporem posuwa się naprzód. W pewnej chwili musi uklęknąć i czołgając się teraz na kolanach wchodzi do maleńkiej pieczary. Z ogniska zapalonego na środku, wydobywa się przyjemne ciepło. Podchodzi i grzeje przez chwilę skostniałe ręce. Powoli i z wysiłkiem próbuje się skoncentrować i odgadnąć kierunek, w którym powinna szukać.
Hałas nasilający się z każdą chwilą jest coraz silniejszy, wydaje się, iż popękają jej bębenki w uszach. Ból jest coraz większy i trudniejszy do zniesienia, z trudem rozpoznaje kierunek. Kierując się w stronę wielkiego kamienia ostatkiem sił zbiera myśli i próbuje przebić się przez grubą ścianę, która nagle wyrosła broniąc jej dostępu. Przed sobą widzi wielką księgę. Całą swą mocą próbuje zobaczyć
pierwszą stronę, ale powiew silnego wiatru odrzuca ją do tyłu. Czuje silny ból w tyle czaszki i …





Trzech mężczyzn pochylonych każdy nad swą kulą z przerażeniem obserwuje ogromny cień zbliżający się do znachorki, wszyscy w tej samej sekundzie rozpoczynają działanie próbując zastąpić mu drogę. Macki wyciągnięte w stronę kobiety są jednak bardzo mocne i nie udaje się ich odciąć.
- Ekszo – brzmi wydany przez mistrza rozkaz, lewa dłoń każdego z nich wykonuje ruch od lewej w prawą stronę, podczas gdy prawa ręka tworzy zaporę.

Otwierając oczy czuje silny ból w skroniach i niesamowity smutek. Siła rodząca się w ciemnościach jest bardzo, bardzo silna. Ogarnia ją silny strach, a myśli, które tłoczą się w mózgu nie pozwalają na odpoczynek. Widziała, z jakim trudem opiekunowie wyciągnęli ją z pieczary. Sadowiąc się wygodnie w bujanym fotelu próbuje odzyskać wewnętrzną równowagę. W tył, w przód, w tył, w przód …. Jej myśli powoli uspokajają się, odchodzą i mózg wypełnia znajoma pustka i cisza. Kula światła robi się coraz to większa i większa, wypełniając każdy zakamarek jej ciała, błyszcząc wszystkimi kolorami tęczy. Powolutku, krok po kroku przenosi się na polankę, gdzie jako młoda dziewczyna żegnała swego mistrza. Powoli, z sekundy na sekundę cofają się wskazówki zegara. Siada na środku polany i rozpala ognisko dosypując do niego ziół z małego mieszka zawieszonego na szyi. Każdy jej ruch jest jak taniec, spokojny i zaprogramowany, ale zarazem spontaniczny i ciepły. Nucąc pod nosem sobie tylko znane słowa zaprasza do zajęcia czterech przygotowanych miejsc.
Z radością patrzy na miejsce przed sobą. Jej serce wypełnione lękiem uśmiecha się do serca mistrza. Siły całej piątki jednocząc się tworzą obraz rodzącego się zła. Krok po kroku analizują nadchodzące uderzenia. Nie próbują nawet tego zatrzymać, doskonale wiedzą, iż odrodziła się siła uśpiona na wiele wieków. Karmiona nienawiścią i rządzą zemsty z godziny na godzinę jest coraz silniejsza.
- Patrzcie uważnie na każdy jej ruch – płyną polecenia wydawane przez mistrza.
- Bądźcie przy mnie w każdej sekundzie, starając się dać mi najmocniejszą ochronę, na jaką was stać. Pamiętajcie jednak, iż walka należy do mnie, tylko ja mogę do niej stanąć i tylko ja mogę pokonać Mawro Sinefo – opiekunowie posłusznie pochylają głowy, pełni obaw.
- Mistrzu, czy nie możemy tego uderzenia zablokować, przenieść w czasie, dając Ci tym samym możliwość na odbudowanie twej wiedzy i twych zdolności? – Ośmiela się zapytać jeden z opiekunów.
-Niestety nie - odpowiada mistrz – Wy będziecie moim doświadczeniem, a Wera będzie Werą.
W przód, w tył, w przód, w tył…
Powoli krok po kroku wraca świadomość. Znachorka gładzi grzbiet kota myśląc o swej ukochanej Werze.
            - W godzinie zerowej Wera musi zadziałać sama – słowa mistrza, jeszcze brzmią w uszach. Wie, że nie ma na to innej rady, że to, co zapisano musi się wypełnić, ale boi się tak bardzo o swoją pupilkę, wie, że mała nie jest absolutnie gotowa na takie spotkanie. Myśląc o tym intensywnie, czuje znaną, tak charakterystyczną senność. Okrywa się kocem czekając na odwiedziny. Powoli myśli odpływają w dal i pozostaje już tylko kula złotego światła, z którego wyłania się postać babci Weroniki. Podaje znachorce maleńki woreczek z ziołami i patrząc głęboko w jej oczy uśmiecha się.

            Malwina chodzi z kąta w kąt nie słysząc powtarzanego już po raz trzeci tego samego pytania. Matka
patrzy na nią z niepokojem, widząc, że dzieje się z nią coś dziwnego. Dziewczynka całymi dniami pochłonięta jest myślami, na jej twarzy raz po raz pojawia się uśmiech, ale taki, że aż ciarki przechodzą po plecach. Wczoraj weszła do jej pokoju zanosząc wyprasowane ubrania i zastała ją mamroczącą jakieś dziwne słowa, od których robiło się niesamowite zimno. Jej twarz, twarz uroczej dziewczynki jaką była jeszcze do niedawna zmieniła się w twarz zimnej, twardej kobiety. Ta zmiana przeraża matkę. I do tego ten dzisiejszy sen. Już prawie świtało, kiedy usiadła na łóżko próbując wołać o ratunek. Jeszcze teraz ma przed oczami obraz Wery, którą otaczały potwornie grube czarne macki, kładąc się na jej sercu, wchodząc do ust. Słyszy potworny śmiech wydobywający się z ust Malwiny, widzi wyciągnięte przed siebie ręce, które zmieniając się w macki ośmiornicy otaczały Werę. I do tego ten wielki czarny cień, jak czarna gradowa chmura otaczający jej córkę. Patrzy na córkę ze łzami w oczach widząc, że to już nie jest ta sama osoba, czując, że Malwina sprzed kilku dni i Malwina teraz to już dwie zupełnie inne osoby. Jej córka zawsze była próżną egoistką, ale nigdy nie była złą osobą, wie , że nie zrobiłaby nikomu krzywdy. Teraz jest inaczej. Kobieta czuje, że jej córka przygotowuje się do ataku, z bólem serca myśli o tym, co nastąpi.  Zostawia naczynia, które właśnie wycierała, ściąga fartuch i zdejmując z wieszaka żakiet wychodzi z domu. Czuje wielką potrzebę porozmawiania z Werą, musi ją ostrzec, musi jej powiedzieć to wszystko, co jako matka czuje. Idąc do domu Wery przypomina sobie historię opowiadaną z pokolenia na pokolenie, przypominają jej się słowa babci, która zmarła w kilka godzin po narodzeniu Malwiny.
            - Uważaj na małą, uważaj na siebie, odrodziło się Mawro sinefo – powiedziała zanim odeszła na zawsze.
 Kobieta siada pod młodym drzewkiem przerażona tym, co zaczyna napływać jak fala wspomnień do jej pamięci, wszystkie opowiadania, które słyszała w dzieciństwie stają teraz jak żywe przed oczami paraliżując jej ruchy.
            -Matko miłosierna miej nas w swej opiece – szepcze zaciskając w ręku medalik zawieszony na szyi. Podnosi się z wysiłkiem i kontynuuje swą wędrówkę w stronę domu Wery.
            Ojciec gotowy już do drogi pochyla się zatroskany nad łóżkiem ukochanej córki, z niepokojem patrząc na jej bladą twarzyczkę. Wera próbuje się uśmiechnąć, ale zamiast tego z jej ust wydobywa się jęk, czuje się tak dziwnie, jakby sparaliżowana. Próbuje usiąść, ale jej ciało nie słucha wydawanych poleceń, próbuje podnieść rękę, ale udaje jej się to tylko w połowie i ręka opada z powrotem na kołdrę. Przerażony Józek siada na łóżku i gładząc jej rękę intensywnie myśli.
            Znachorka spogląda w górę słysząc krzyk sowy. Jej ciało przebiegają zimne dreszcze. Przez chwile czuje lodowaty chłód ogarniający jej ciało, widzi wykrzywioną w bólu twarz mistrza. Pochylona szuka małych kamieni i układa z nich krąg, wchodzi do środka i oddaje się medytacji. Natychmiast nawiązuje kontakt ze swymi opiekunami, ich twarze są zatroskane a oczy bardzo, bardzo smutne. Przygotowują się do podróży.
       
   
  Malwina krąży po pokoju mrucząc ciągle nowe zaklęcia, które przychodzą niewiadomo skąd. Czuje jak napływa w nią niesamowita siła, siła tak duża, iż czasem ją przeraża. Teraz ze zdziwieniem patrzy na małą lalkę, którą zrobiła z kawałków szmatek i włóczki. Jej spojrzenie pada na pudełko ze szpilkami, które matka zostawiła u niej zaznaczając długość firanek. Wyciąga jedną z nich i z wielką radością wkłuwa ją w rękę lalki. Jej usta otwierają się i zamykają niczym pyszczek ryby, słowa napływają jedne za drugimi tworząc całe zaklęcia.


Ręka raz po raz sięga po szpilki, wbijając je z coraz większą siłą w ciało lalki.  Wiruje po pokoju trzymając ją na wyciągniętej dłoni i patrząc z radością jak
miękko wchodzą szpilki. Z każdą wbitą szpilką czuje się coraz lepiej, mocniej, jej ciało pręży się jak ciało tygrysa gotowego do ataku, by za chwilę wić się jak ciało wąż. Patrząc na głowę lalki, jedyne miejsce, wolne jeszcze od szpilek, sięga ręką do pudełka, ale nie znajduje już nic w środku. Budzi się w niej wściekłość, ale zaraz nadchodzi złowieszczy śmiech
- I co z tego – śmieje się teraz już w głos – zostawiam Ci wolny skrawek – jej śmiech rozbrzmiewa echem po całym pokoju. 

      
      Opiekunowie oddychają z ulgą, wysłany obraz spełnił swą rolę. Teraz wszyscy trzej są już w jednym pomieszczeniu i wspólnymi siłami kontrolują Malwinę. Ich ręce, głosy i myśli łączą się, wytwarzając mocną wibrację. Rozpoczyna się podróż do pokoju Wery.








Ciąg dalszy nastapi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz