Moje opowiadanie, które ukazało się w zbiorku opowiadań pt: „Wczoraj spotkałam”
Wczoraj spotkałam gejszę. Ale nie jakąkolwiek gejsze, spotkałam moją gejszę. Mówiąc moją, mam na myśli cząstkę mnie samej, mnie sprzed wielu, wielu lat. Jeszcze teraz, kiedy już ochłonęłam po tym spotkaniu i rozbieram na logiczne kawałeczki całą naszą rozmowę, czuję przy sobie zapach jej perfum, słyszę szelest jej kimona. A kimono było przepiękne. Delikatne niebiesko tło i a na nim kolorowe egzotyczne ptaki. Wszędzie po dwa. A każda para umieszczona w delikatnym różowym serduszku. Już samo to kimono opowiadało o celu jej życia. Wyszła zza skałek, rozciągających się po mojej prawej stronie, idąc małymi, drobnymi kroczkami.
Siedziałam akurat wpatrzona w swoje obolałe nogi zanurzone w morskiej wodzie, gdy nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Kilka długich chwil zajęło mi rozpoznanie jej. Usiadła delikatnie na kamieniu obok, przyglądając mi się z uśmiechem.
- Nie poznałaś mnie, prawda?
- No, nie. Ale musze przyznać, że skądś Cię znam – odpowiedziałam, szukając w myślach osoby, którą mi przypomina. Było w niej coś bardzo, bardzo znajomego. Tak bardzo, iż pomyślałam, że jest to któraś moja znajoma, mocno upudrowana i wystrojona w te egzotyczne szaty. Pomimo iż mój mózg pracował na wysokich obrotach, nie byłam jednak w stanie przywołać obrazu żadnej konkretnej osoby.
- Źle szukasz, to nie ten czas – powiedziała uśmiechając się znowu. Chodź ze mną – mówiąc to wzięła mnie za rękę. Moje ciało ogarnęło uczucie lekkości. Tak mocne, iż pomyślałam, że zrzuciłam całą nadwagę, z którą walczę bez skutku od paru lat. Nasze ciała, po dość długim „locie” w przestworzach gdzie królowała ciepła jasność, powoli opadły na dużym podwórku.
- Zostaniemy tu tylko chwilkę – powiedziała zalęknionym głosem gejsza. Tylko tyle ile potrzeba byś sobie przypomniała – jej ton głosu miał w sobie coś przepraszającego. Nie miałam jednak czasu się nad tym zastanowić, gdyż nasze uszy przebił świdrujący krzyk małego dziecka. Gejsza złapała mnie mocniej za rękę i pociągła w stronę szmaty zasłaniającej wejście do jednej ze stojących chat. Na podłodze, przywiązana do czegoś, co wyglądało jak pień drzewa wyrastający z ziemi, siedziała mała rozczochrana dziewczynka. Nie wyglądała na więcej niż na 3 lata. Jej rączki najpierw starały się pochwycić nóżki, czy też raczej ręce starszej kobiety, ale potem już tylko zaciskały się kurczowo na czymś, co z pewnością było jej zabawką, maskotką, pomimo iż mnie niczego takiego nie przypominało. Moje oczy powędrowały w stronę pochylającej się nad nią kobiety. To, co zobaczyłam zmroziło każdą moją cząsteczkę ciała. Kobieta brała w rękę po kolei każdy palec nogi małej i łamiąc go zawijała pod stopę. W tak makabryczny sposób, na moich oczach zagięła 4 palce lewej nogi. Spojrzałam na prawą, kuląc się w oczekiwaniu na kolejny ból, ale prawa była już szczelnie owinięta kawałkiem szmaty. Zwróciłam uwagę na ciszę, która nagle zaczęła dzwonić w uszach i zobaczyłam, że dziewczynka jest nieprzytomna.
- Obudzi się, to tylko chwilowe – uspokoiła mnie gejsza, biorąc znowu moją rękę w swoją. Nie byłam w stanie nić mówić, o nic pytać. Po moich kończynach rozchodził się niesamowity ból. Ból, który unosił się w powietrzu, ale jednak świdrował moje kości, do tego stopnia, że co i rusz spoglądałam na moje stopy sprawdzając, czy aby nie są zabandażowane. Wędrowałyśmy dalej i dalej, obserwując z wysoka całe połacie zalesionej ziemi. Były miejsca, gdzie gejsza obniżała nasz „lot” i pozwalała mi się przyjrzeć dokładniej okolicy. Z radością wpatrywałam się w ogromną polanę, na której pasły się dzikie konie. Radosne, ciepłe uczucia wywołała we mnie również mała dolina, tuż przy rzece, gdzie kobiety zanurzały swoje ubrania. Powoli jednak opuściłyśmy ten ogromny zielony teren i zaczęłyśmy szybować nad wielką taflą morza. Z uśmiechem obserwowałam pluskające się w wodzie i cudownie kolorowe ryby, wyskakujące wysoko w powietrze. Niestety ta radość nie trwała długo. Poczułam ból w płucach i ogromny lęk. Zaczęło mi brakować powietrza. Dusiłam się, wpatrując się dalej w morze.
- To tylko wspomnienia, tylko pamięć – usłyszałam uspokajający głos gejszy, co pozwoliło mi wrócić do rzeczywistości, aczkolwiek nie całkowicie. Wprawdzie wiedziałam już, że nic mi nie grozi, ale jednak ból z klatki piersiowej nie znikał, paraliżując dużą część mojego ciała, pomimo iż zmierzałyśmy już do brzegu. Kierowana cały czas przez nią usiadłam w przybrzeżnych falach. Dopiero wtedy przyszło ukojenie. Mogłam znowu oddychać normalnie, a fale spokojnie schładzały moje obolałe stopy. Znów zaczęłam się im dokładnie przyglądać, nie mogąc zrozumieć, skąd ten ból. Nie było na nich ran, czy złamań. Gejsza jakby słysząc moje myśli przejechała delikatnie ręką po mojej, stopie zwracając mi uwagę na jej kształt. Patrzyłam z niedowierzaniem jeszcze raz i jeszcze raz.
- Teraz rozumiem skąd u mnie tak małe stópki z tak wysokim podbiciem – uśmiechałam się pod nosem przypominając sobie moje ogromne problemy z zakupieniem ładnych i wygodnych butów damskich na dziecięcy rozmiar stopy.
- Co dalej? Pokaż mi proszę ciąg dalszy – poprosiłam nie wymawiając słów.
Skinęła delikatnie głową i z ciepłym uśmiechem na twarzy skierowała swe kroki w stronę rysującej się w tle wioski. Na drodze pojawił się jakiś bardzo prowizoryczny powóz konny. Wsiadłyśmy do niego, jak tylko zatrzymał się przed nami. Wydawało mi się, że powóz podąża z powrotem w stronę morza, ale musiałam pomylić kierunki, gdyż nie było ani go widać, ani słychać szumu fal. Wiejskie na początku krajobrazy zastąpił po dłuższy czasie zgiełk czegoś, co przypominało dużą gminę. Kierowca, czy raczej woźnica wysadził nas przed kolorowym domkiem odznaczającym się mocno od reszty papierowych zdawać by się mogło budynków. Jego drzwi rozsunęły się bezszelestnie i pojawiła się w nich postać starej kobiety, pochylającej z szacunkiem głowę. Domek miał jakby piętro, do którego prowadziły schody. Chciałam zapytać o coś gejszę, ale nigdzie nie było jej widać. Zniknęła bezszelestnie tak jak się pojawiła. Zostałam sama. Miałam wrażenie, że cały ten domek tańczy, rusza się, wiruje. Czułam się jak na statku podczas sztormu.
- To tylko złudzenie – usłyszałam gdzieś w mojej głowie – jesteś w domu, rozejrzyj się. Mamy mało czasu.
Stałam niezdecydowana na środku pomieszczenia nie wiedząc, w którą stronę iść. Z prawej strony usłyszałam lekki szmer. Podeszłam tam rozsuwając delikatną, przepięknie zdobioną zasłonę.
- Usiądź, już czas, musimy cię przygotować – powiedziała ubrana w czerwone kimono gejsza. Jej płynne ruchy wskazywały na duże doświadczenie, ale nie sposób było, pod grubą warstwą pudru, określić jej wieku.
- Kąpiel już przygotowana – usłyszałam znowu delikatny głos, który cały czas lekko mnie ponaglał. Zrzuciwszy ubranie zanurzyłam się w pachnącej wodzie, pozwalając na masowanie moich ramion. Podobało mi się to, nawet bardzo, ale nie pozwolono mi pławić się długo w tym cebrzyku. Mała dziewczynka przyniosła mi kolorowe szaty, a starsza zaczęła je powoli na mnie nakładać. Zrobiła mi się gorąco. Były dość sztywne, a samo wiązanie pasa było trochę nieprzyjemne. Miałam wrażenie, że na moich plecach, na wysokości pasa wyrósł mi garb. Z przerażeniem patrzyłam na kolejną pomagającą dziewczynkę, która na czymś, co przypominało poduszkę niosła coś, co chyba było butami. Moimi butami.
- O matko jedyna – wyrwało mi się, ale chyba żadna z nich tego nie usłyszała. Te buty były kolorowe, ale niesamowicie pokraczne i maleńkie. Spojrzałam ze strachem na moje stopy obawiając się katuszy przy ich zakładaniu, ale nic takiego nie nastąpiło. Moje stopy były dokładnie tak pokraczne jak te buty, więc szybko odnalazł swój swego. Po nogach przyszła kolej na moją głowę. Kobieta złapała mój jasny warkocz i upchnęła go pod stogiem czarnych włosów. I zaczęło się staranne malowanie twarzy.
- Ależ miałaś spotkanie – mówi moja przyjaciółka, wpatrując się we mnie z mieszanymi uczuciami. To takie … - zatrzymuje się nie mogąc znaleźć odpowiednich słów.
- Zbyt fantazyjne. Tak, masz rację, sama nie mogę się z tego otrząsnąć, pomimo iż od wczoraj myślę o tym non stop – odpowiadam kierując swój wzrok mimo woli w stronę nóg.
- Tak patrząc na to wydarzenie w bardzo praktyczny sposób, to ty rzeczywiście masz stopy podobne do tych chińskich kobiet sprzed lat – kontynuuje przyglądając mi się dokładnie.
- I nie tylko stopy. Hm, tak prawdę mówiąc to twój wzrost też jest na wysokości ich wzrostu – mówiąc to uśmiecha się szeroko.
- Tak, i zobacz na moje oczy, małe oczy z opadającymi powiekami – dopowiadam coś, na co zwróciłam uwagę wczoraj, tuż po tej dziwnej wizycie.
- No dobrze, nie mogę wykluczyć całkowicie faktu, że rzeczywiście żyłaś wśród Chinek w czasach ich barbarzyńskiego zwyczaju. Ale, ta gejsza? Przecież im nie łamano nóg.
- Tak, masz rację. Ale te dwa fakty nałożyły się na siebie chyba po to, aby mi pokazać, iż były to dwa następujące po sobie wcielenia.
- No dobrze, ale co właściwie zostało ci z tej gejszy. Pamiętasz coś? – Zapytała wpatrując się we mnie z niedowierzaniem.
- Nie, absolutnie nic. Im nie wolno było się zakochać, miały dbać o mężczyzn, którzy je wybrali, być ozdobą swego pana i jego domu. Wychowywano je na inteligentne, ale i bardzo uległe towarzyszki życia. Ja jestem inna. Nie zabraniam sobie być zakochaną. Lubię swobodę, rzadko robię makijaż. Ale, rozpatrując to głębiej dochodzę do wniosku, że może to być wynik umęczenia się tym ciągłym, mocnym pudrowaniem przez tyle lat.
- Tak, to prawda, całą swoją osobowością mówisz: albo mnie ktoś zaakceptuje taką, albo nie. Wszelakie upiększanie zbyteczne – mówi, nawet nie starając się ukryć ironii. I masz zawsze dużo kobiet przy sobie, może to też pozostałość z tamtego wcielenia – dodaje figlarnie.
- Być może, nie wiem, ale brzmi to dość rozsądnie. Prawdą jest również to, że kobiety krążą dookoła mnie cały czas. Ale niestety nie robię furory wśród mężczyzn, a szkoda.
- O nie, nie. Furorę zostaw mnie, ty już miałaś swoje show. Teraz na mnie kolej. W kimonie czy bez, ta cześć życia, do mnie teraz należy – kończy dobitnie tupiąc obcasem w podłogę.
- Dobrze, dobrze – podnoszę ręce w górę w geście poddania się, – ale, żeby było jasne, oddaje ci w posiadanie tylko robienie furory wśród nich, a to wcale nie znaczy, że oddaję ci wszystkich. O kogoś też musze dbać. Chcesz czy nie, coś we mnie z gejszy pozostało – mówiąc to odsuwam się na bezpieczną odległość.
Wykorzystując fakt, że koleżanka odbiera telefon pozwalam sobie na wędrówkę moich myśli. Pojawia się obraz pięknego kimona, które czyjeś ręce nakładają na moje ciało, przeglądam się w misce z wodą, widzę kredowo białą twarz, mocno umalowaną, czując niezadowolenie. Oczy mocno podkreślone z zewnątrz utraciły swój wewnętrzny blask. Czuje się jak lalka, nie kobieta.
- Pamiętaj, że jesteś gejszą, pamiętaj, że nie możesz mu okazać swych uczuć – słowa są ciepłe, nie nakazują a jedynie proszą. Ta kobieta mnie bardzo kocha, tak po matczynemu. Widać to w każdym jej geście, w każdym słowie. Ona się o mnie boi. Wprowadza mnie do pomieszczenia, gdzie już są zebrane inne gejsze, dotrzymujące towarzystwa mężczyznom. Siadam obok tego, który poprosił o moje towarzystwo. Jego obecność dodaje mi odwagi i jednocześnie mnie przeraża. Całe moje ciało biorą we władanie przyjemne dreszcze. Nalewam herbatę tak jak mnie uczono przez tyle lat. Moje ruchy są perfekcyjne, nikt z zewnątrz oprócz mojej „matki” niczego się nie domyśla. Maska z pudru z łatwością kryje moje podniecenie.
- Uważaj na oczy – tylko one mogą cię zdradzić – przypominam sobie jej słowa. Spuszczam, więc głowę niżej by nikt nie mógł w nie spojrzeć. By nikt nie mógł z nich wyczytać jak bardzo chcę wtulić się w jego ramiona, jak bardzo chcę zostać z nim sam na sam. Nakazuję sobie ostro nie myśleć o nas, bo i tak już całe moje ciało płonie. W mojej głowie, grzmią słowa mojej opiekunki – musisz być idealną gejszą, bo tylko taką on zatrzyma przy sobie. Na to by być kobietą musisz zaczekać, aż do czasu, gdy zostaniesz jego żoną.
- To niesprawiedliwe – krzyczy moje serce. On powinien wiedzieć, że ja go kocham, że chcę go tylko dlatego – przypominam sobie jedną z naszych rozmów.
- Dziecko kochane, to jest życie, to walka gejsz o najlepszą partię. Każda z nich chce mieć dostatnie, spokojne życie. Naszym zadaniem jest być nienaganną towarzyszką życia. Tylko tyle, nikt nie wymaga od nas byśmy kochały.
- Ale przecież to nie jest słuszne. Czy ci mężczyźni nie mają potrzeby być kochanymi? Dlaczego to musi tak wyglądać? Dlaczego jest to takie głupie i niesprawiedliwe? Dlaczego?
Kobieta nie odpowiada, w jej oczach, które patrzą na mnie tak serdecznie pojawiają się łzy. Jest mi jej żal. Wiem, że sprawiam jej ból, ale gdzieś przecież muszę to powiedzieć. Ona jest jedynym człowiekiem, któremu powierzyłam moją wielką tajemnicę. Zanim wrócę ostatecznie do rzeczywistości przeprowadzam szybką rozmowę ze swoim sercem.
- Zamknij się, idź spać. Pozwól teraz działać umysłowi. Tylko dzięki temu, czego mnie nauczono i zdrowemu rozsądkowi mamy szansę zdobyć to, o co tak bardzo walczymy. Wynoś się więc, znikaj, ma cię tu nie być. Ma cię tu nie być, bo ja mam być, ja muszę być teraz najlepszą z gejsz. Najdoskonalszą – Nabieram powietrza w płuca, z bólem pochylając głowę jeszcze niżej. Ale tylko na chwilę.
Słyszę znów tylko i wyłącznie toczące się obok rozmowy. Moje serce zamilkło. Jestem gejszą. Może nie najpiękniejszą, ale jednak najlepszą ze zgromadzonych. Jestem dobrze wyszkolonym, żywym manekinem wykonującym idealnie każdą czynność. Podnoszę spokojnie oczy i patrzę przed siebie. Wiem, że moja opiekunka zrozumie i przestanie zwijać się z bólu i troski o mnie.
- Hej, jestem tutaj, może byś się do mnie odezwała – słyszę lekko sarkastyczny ton przyjaciółki – wprawdzie nie jestem gejszą, ale chyba zasługuję na odrobinę szacunku – śmieje się głośno.
Uśmiecham się przepraszająco, ale nie jestem w stanie skoncentrować się na tu i teraz. Jakaś ogromna część mnie pozostała tam. W tym papierowym kolorowym domku. Widzę znowu twarz mojej opiekunki. Bardzo zatroskaną twarz. Już wszyscy wyszli, znowu jesteśmy tylko my. Ona martwi się. Nie, to nie jest tylko to. Ona coś już wie. I to coś nie jest dobre dla mnie. Przytula mnie bez słów i płacze razem ze mną.
- Jest inna. Nie lepsza ode mnie, ale jednak ważniejsza dla niego. Jest inna, ważniejsza dla niego – powtarzam wpatrując się tępo w podłogę.
- Co? O czym ty znowu bredzisz? – Pyta przyjaciółka, patrząc na mnie zdezorientowana całkowicie.
- Proszę, zostaw mnie samą – mówię wolno nie patrząc na nią. Muszę sobie poukładać pewne rzeczy.
Bierze w rękę torebkę i kieruje się w stronę drzwi, nie mówiąc absolutnie nic. Rozumie, chociaż wiem, że chciałaby usłyszeć coś więcej. Może kiedyś. Teraz jestem zbyt obolała, aby cokolwiek wyjaśniać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz