sobota, 31 maja 2014

"ONE DWIE" - część 4-ta

Część czwarta i ostatnia.

Ewelina siedzi skulona wpatrując się w ścianę tuż obok mnie. Czuję bardzo wyraźnie, że nie chce już mówić o tym, co było dalej, wychodzę, więc naprzeciw mówiąc
- Było, minęło. Nie ma sensu od nowa przeżywać tych samych upokorzeń, tego samego bólu.  I tak nigdy nie zapomnisz tego, co wtedy czułaś, co myślałaś. Zostanie ci to już na całe życie.
- Tak. Masz rację, nie da się tego zapomnieć. Kiedyś, krótko po tym, co się wydarzyło, szukałam na oślep różnych książek, które pomogłyby mi zrozumieć, dlaczego tak się wszystko potoczyło. W jednej z nich przeczytałam coś, co pamiętam do dziś, tym bardziej, że teraz właśnie przeżywam horror, który prawdopodobnie jest zapłatą, za tamto wydarzenie. Bo ktoś bardzo mądry napisał, że robiąc komuś krzywdę, musimy być przygotowani na taką samą krzywdę. Role się odwracają, co dajesz, to odbierasz.

- I tak się najczęściej dzieje, tylko że najważniejsze jest zachowanie od momentu kiedy już poznało
się prawdę. A ty przecież nie kontynuowałaś długo tego związku. Rozstałaś się z nim po tej rozmowie w trójkę. A tych kilkunastu tygodni, gdy walczyłaś, miałaś nadzieję i próbowałaś się obudzić, nie bierze się aż tak pod uwagę, jako zło z twojej strony. Zakochany człowiek potrzebuje czasu, aby się obudzić.
- Chciałabym, aby to była prawda, ale niestety, skończyło się tylko w praktyce. I tylko, dlatego, że on się odciął całkowicie i nie pozwolił mi wrócić. Ja dalej po nocach błagałam go modląc się i przeklinając go na zmianę, aby wybrał mnie. To ile gorzkich oskarżeń poleciało na jej głowę….Ile złych myśli, złych, makabrycznych wręcz życzeń.
- Co się stało, to już się nie odstanie. Skoncentrujmy się lepiej na tym, co możemy uzdrowić w obecnej sytuacji – mówię, kładąc rękę na talii kart. Nie rozkładam ich jednak, czekam na jej pozwolenie. Mijają minuty, a ona nie odzywa się ani słowem. Wkładam karty z powrotem do szuflady. Na kartce, którą mam przed sobą zapisuję kilka pytań. Kiedy kończę, bierze ją ode mnie i czyta w skupieniu.
- Dziękuję ci za te pytania. Będzie mi łatwiej przeanalizować moją sytuację raz jeszcze – bierze w rękę torebkę, wyciąga portmonetkę i nagle, zupełnie niespodziewanie rozkleja się znowu.

- Dlaczego tak się stało? Dlaczego? Dlaczego wszystko zaszło aż tak daleko? Dlaczego to znowu ja nie mam wyboru? Przecież tym razem to przy mnie powinien zostać – mówi szlochając do utraty tchu.
 - I wiesz co, ona jest dużo brzydsza ode mnie i wcale nie młodsza. Tego zupełnie nie rozumiem. Zupełnie. I nie wiem, co on w niej widzi. Co ona mu daje takiego, co ja dać nie mogę. Co mam zrobić? Co? Poradź mi, co mogę zrobić, aby go zmusić do pozostania w domu. Otwórz proszę karty- mówi dość natarczywym tonem. Tonem, w którym jest więcej strachu niż zdecydowania.
- Nie wydaje mi się to dobrym pomysłem, na tę chwilę. Boisz się prawdy, a uważasz że karty pokażą wasze rozstanie. Mam więc inny pomysł. Zamiast iść na gotowe rozwiązanie, spróbuj porozmawiać szczerze z mężem. Zapytaj, co takiego ma ta kobieta, bo niewątpliwie właśnie tego czegoś mu brakowało. Jestem pewna, że ci odpowie. A potem zastanów się, czy to coś będziesz w stanie mu dać.
- Ale ja już go pytałam – wyznaje ze spuszczonymi oczami. I był bardzo szczery, aż za szczery. Powiedział, że tamta kobieta ujęła go dbałością o niego. Od samego początku. Poznali się w pracy i od pierwszych dni zwrócił uwagę na to, jak bardzo dba o wszystkich współpracowników. Wybiega naprzeciw ich życzeniom i robi to z radością. Ta kobieta się z tym urodziła, ma to we krwi – powiedział mi wtedy z namaszczeniem.

- Hm, a dla ciebie to jest zwykła służalczość, prawda?
- Tak, oczywiście. Po co tak latać wokół niego. Przecież ma ręce i sam może zrobić kawę czy śniadanie. Wystarczy, że gotuję, prasuję, sprzątam.
- Wiesz, pewnie on by wolał wziąć dla ciebie pomoc do prac domowych, a za to żebyś miała czas na te drobne czynności wobec niego.
- Skąd wiesz? – Atakuje mnie znowu dość mocno. Nie odpowiadam, czekając na dalszy ciąg. Teraz jest już znowu nastawiona bojowo, co oznacza, że to bardzo trudne dla niej zrozumieć rację takich zachowań.
- Rzeczywiście nie raz mi to proponował. Szczerze mówiąc mam dziewczynę, która mi pomaga. Od kilku lat, tak naprawdę ani nie sprzątam, ani nie prasuję. Pozostaje mi gotowanie, które – urywa i miętosi nerwowo papierową serwetkę. Nie odzywam się, bo i co mam powiedzieć. Przecież ona sama w tej chwili już wszystko rozumie. Mija kilka dobrych chwil, zanim znowu jest gotowa mówić.
- Jak myślisz, czy mam jakieś szanse?
- Jak myślisz, czy potrafisz nauczyć się czerpać radość z dbania o swego męża? - Odpowiadam pytaniem na pytanie.  - Z przygotowania mu porannej kawy, pomimo iż wstaje dużo wcześniej niż ty potrzebujesz wstać? Czy potrafisz ot tak, bez powodu przytulić się do niego, pogłaskać, zrobić mu masaż? Czy potrafisz usiąść i obejrzeć z nim film, nawet, jeżeli cię zbytnio nie interesuje? Czy wiesz, co dzieje się u niego w pracy? Jesteś w stanie zainteresować się jego pracą, pomimo, że to całkowicie nie twoja działka?
- Przestań, przestań, przerażasz mnie – krzyczy dość głośno.
- Czym cię przeraziłam? Tym, że znalazłam odpowiednie momenty, czy tym, że wiem, że ty takich „rzeczy” nie cierpisz dla niego robić? – Pytam patrząc wyczekująco na nią. Nie mogę teraz zostawić tematu bez kontynuacji, pomimo iż jest wręcz wściekła. Chowa się sama w sobie, próbuje ukryć. Przed kim? Przed samą sobą. Ale niestety w tym przypadku tego zrobić nie może.
- Masz rację, niestety masz rację. Dla mnie to głupota, służalczość. Powiedz mi, jak komuś może się coś takiego podobać. To zwykłe latanie za facetem. Ja jestem dobrą żoną i gospodynią. Dziecko też dobrze wychowuję. W szacunku dla ojca. Ale niczyją służącą nie zamierzam być.
- Czy ty go kiedykolwiek byłaś w nim zakochana? Czy może tylko go kochasz, bo jest dobrym człowiekiem? Czy kiedykolwiek czułaś do niego to, co do tamtego? – Wiem, że to uderzenie poniżej pasa, ale już czas otworzyć jej oczy, inaczej straci męża.
Patrzy na mnie ze łzami w oczach. Bez złości. Kręci obrączkę w tę i z powrotem nie wiedząc, co ma z nią zrobić. Kładę rękę na jej, zatrzymując w ten sposób to nerwowe ruchy rąk.
- Nie musisz odpowiadać tu i teraz. Nic nie musisz. Ale potrzebny ci jest solidny rachunek sumienia. Samej dla siebie. Nie ma sensu rozmawiać już o tym dzisiaj. Musisz mieć czas, aby przemyśleć sprawy, o których mówiłam, odpowiedzieć sobie na pytania, które ci zadałam. Nic na siłę. Powoli, ale prawdziwie, musisz zdać sobie sprawę z tego, co dzieje się w twoim sercu. Po takiej szczerej rozmowie gdzie będziesz tylko ty gadającym i słuchającym, zrozumiesz, na co cię stać w stosunku do męża.  Ja proszę tylko o jedno. Żebyś wzięła pod uwagę fakt, że ten twój mąż też ma prawo do tego, co mu się podoba, co jest dla niego ważne. On ma nie tylko obowiązki. Ma też prawo do radości.
- Radości moim kosztem? – Wyrzuca z siebie sarkastycznie
- Zapomnijmy na chwilę o tym, co się stało z wami ostatnio i skupmy się na tych latach,  kiedy było miedzy wami dobrze i miałaś go tylko dla siebie.  Powiedz mi, czego brakowało ci w tym małżeństwie z jego strony? Z czego zrezygnowałaś, bo on nie chciał, czy nie mógł ci dać?
- I znowu martwa cisza zapanowała. Nie doczekałam się żadnej odpowiedzi. Ewelina najpierw siedziała wyprostowana ze wzrokiem wbitym we mnie, a potem wstała i dopiwszy napój ze szklanki skierowała się w stronę drzwi.

Minęło kilka dni i otrzymałam od niej wiadomość
- Dziękuję za otwarcie mi oczu. Znowu byłaś jak brzytwa, ale pomogło. Zrozumiałam. Dziękuję i mam nadzieję, że już nigdy więcej nie będę musiała korzystać z twoich rad.


Wiadomość wysłana została nad ranem. Pomimo, iż przyszła na komórkę, miałam wrażenie jakbym widziała na niej łzy. Tego dnia obudziłam się nagle. Sen, który zobaczyłam, nie pozwolił mi już zasnąć. Było mi bardzo smutno, gdy patrzyłam na sylwetkę Eweliny idącą pomiędzy dwoma mężczyznami. Ale jedyne, co mogłam zrobić, to uszanować jej decyzję. Bo każdy człowiek, ma prawo żyć tak jak chce, nikt z nas, nie ma prawa, mu czegokolwiek zabraniać. Nie wolno nam zmieniać niczyjego życia, nawet gdy wyraźnie widać, że pcha się w stronę katastrofy. To on sam musi chcieć  tych zmian. Naszym obowiązkiem jest jednak szczerze powiedzieć jak to wszystko wygląda w naszych oczach. A najbardziej pomagają zadawane pytania. I nie ma znaczenia, że nie dostaniemy na nie odpowiedzi. One i tak odwalą kawał dobrej roboty, bo zmuszą te osobą do zastanowienia się raz jeszcze nad całą sprawą.

































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz