Strony

niedziela, 15 marca 2015

Urodzić gwałt (historia prawdziwa)

Dorcia już po raz kolejny opowiada fragmenty ze swego życia w domu rodzinnym. Znamy się wiele lat. Wiem, ze to ją bardzo gnębi, że chce sie tego pozbyć, ale jak do tej pory nie udało się. 
Wspomnienia wracają i wracają. Uważa, że to mocno wypaczyło jej wybory w dorosłym życiu. A gwałcił ktoś, kto powinien otaczać opieką, wspierać. Własny biologiczny ojciec.
Po okiem matki, która udawała, ze niczego nie rozumie. Wiecznie leniwa i niezaradna, zmuszająca wszystkich do pracy dla niej i pomocy jej.

Dorcia ma troszke ponad 40 lat. Ale trzyma sie wspaniale. Ładna zadbana twarz, troszke mniej ładne ciało. Ale nie obwinia go (swego ciała znaczy się) o niepowodzenia miłosne.  Wie, że faceci na nią lecą. Ale sami nie tacy jakby chciała. Nie potrafi przywołać do siebie kogoś "normalnego". 

Kogoś, kto chciałby się nią zająć, wspierać. Być kochankiem, opiekunem, doradcą i przyjacielem. W zamian, ona tez będzie o niego dbać, jak na dobra gospodynie i żone przystoi. I oczywiscie bedzie dobrą kochanką.
 Lubi to, więc wystarczy że bedzie dla niej dobry, a z pewnoscią pokocha go szczerze i całym sercem. 

To dobra dziewczyna, nie chce nikogo ani wyzyskiwać, ani oszukiwać. Wie, że odziedziczyła w genach wstręt do pracy i wcale tego nie ukrywa. Pracuje tylko tyle ile musi. Ale jest szczera. I kochac potrafi szczerze i mocno. I wcale nie szuka mocno kasiastych. Wystarczy by był w stanie zapewnić jej zycie na normalnym poziomie.

- Przecież takich facetów jest mnóstwo. Dlaczego, nigdy żaden nie pojawił sie na mojej drodze - pyta już po raz którys i któryś i któryś. 

Od wielu lat pracuje nad tym i pracuje, ale ciagle wraca do punktu wyjscia. 
W któryms momencie decyduje sie na konkretną terapię, widząc ze sama nie da rady.

Przechodzimy przez etap wybaczania. Sobie i wszystkim po kolei. Raz, drugi, trzeci, enty. 
I nijak nie możemy przejśc na kolejny poziom.  Wybaczyła, zrozumiała, ale 'to" dalej w niej tkwi. Nie pomagają oczyszczenia. Nie możemy zasiać nowego spojrzenia na życie, bo stare cały czas w niej tkwi. Poobcinałam korzenie, "drzewo" uschło, ale w żaden sposób nie daje się ostatecznie wykarczować.

I nagle podczas kolejnej terapii Dorcia, która akurat jest w pozycji leżącej, siada z impetem mówiąc
- Urodze, to, chcę to urodzić. 
Przez sekundy podczas których ona przyjmuje pozycje rodzącej, ja przygotowuję się do roli akuszerki.  I rodzi się w mojej glowie lekki chaos
- Parcie, odciąć pempowinę, zająć się dzieckiem.... i zaraz koryguję, już całkowicie opanowując temat.
- Parcie, odciąć pempowinę, płód martwy,  urodzić łożysko, spalić wszystko.

Poród przebiega szybko i sprawnie. Troszkę trudniej z łożyskiem, ale i tu rodząca daje sobie świetnie radę. 
I bierze czynny udział w dokładnym oczyszczaniu swego ciała. Napierw to. A potem i umysłu i serca. 
Komnata cierpień zostaje najpierw dokładnie posprzątana, a pptem całkowicie unicestwiona.  A cały "dom" wyremontowany i z nowym rozmieszczeniem pokoi. 

Po kilku tygodniach nadarza się okazja, aby sprawdzić jak to działa w praktyce. Dorcia jedzie do rodzinnego domu.  Z zainteresowaniem czekam na jej powrót. Wraca zadowolona.

- Zero bólu w zetknięciu z ojcem, zero wspomnień. Po prostu tam był, jak wszyscy inni. Człowiek, na którym mi nie zależy, ale też już sie go nie boje. Po raz pierwszy na jego krytyką odpowiadam spokojnie, rzucając kąśliwe uwagi. Ząb za ząb.  Zaskoczony brakiem władzy nade mną, wycofuje się z ataków. - relacjonuje radośnie. 

Teraz pozostaje czekać na dalsze efekty oczyszczenia. Dorcia wytrwale  pracuje nad zmiana swego stosunku do mężczyzn, na programowaniu swoich potrzeb od nowa. 

Jest pełna optymizmu i wiary w siłę swoich planów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz