Większość
czytających, zamierzając przeczytać jakąś książkę najpierw czyta recenzje, a
dopiero potem się zabiera do czytania. Większość, bo jednak nie wszyscy.
Ostatnio miałam dość długi okres „nieczytania”, a kiedy ten właśnie, nawiasem
mówiąc dziwny dla mnie czas minął, koleżanka zachęciła mnie do przeczytania
słynnej pozycji.
Tak się złożyło,
że akurat następnego dnia musiałam „pilnować” hydraulika w mieszkaniu znajomej,
więc książka była jak znalazł do towarzystwa. Już od pierwszych stron wtopiłam
się dość mocno w akcję. Szczerze mówiąc, nie było to wcale trudne, jako że
ciągle coś się działo. Może nie były to wydarzenia na miarę wszechświata, ale
na miarę zwykłego człowieka z pewnością tak. Lubię książki, w których coś się
dzieje, jest wartka akcja. Coś, co sprawia, że się uśmiecham, albo wręcz
głupkowato chichocze na głos. Coś, co sprawia, że się złoszczę, czasem odkładam
na bok, ze słowami – aj głupio robisz – po to żeby za chwilę znowu po nią
sięgnąć. Takie książki mnie wyciszają. Po zakończeniu wszystkich tomów zaczęłam
przeglądać recenzje, chcąc sprawdzić odczucia innych czytelników.
Powtarzało się przede wszystkim niezadowolenie z ubogiego słownictwa i zbyt wielu erotycznych scen, opisywanych kiepskim językiem. Często również pojawiało się stwierdzenie odnośnie faktu, że jest niemożliwe, aby młoda, początkująca w temacie seksu młoda kobieta, tak często przeżywała orgazm. Znalazłam również stwierdzenie, iż taki obraz jest mocno nierealny i może wyrządzić dużą krzywdę innym kobietom, którym nie dane jest tak łatwo „odlatywać” podczas intymnych chwil z ukochanym. Mnóstwo czytelniczek i czytelników oskarżało autorkę o całkowite i prymitywne zerżnięcie pomysłu z książki „Zmierzch”. Opinii o tym, że książka jest beznadziejna i mdła było zdecydowanie więcej. Może dlatego, że ci, którym się podobało, nie mieli potrzeby o tym mówić. Nie wiem. Wiem natomiast, jakie są moje odczucia i o tym opowiadam każdemu, kto ma ochotę poczytać. J ( Fotki znalazłam w necie )
Opisów erotycznych scen, jest naprawdę bardzo dużo. W pierwszym tomie,
jeszcze miałam cierpliwość do nich, a w następnych po prostu je omijałam,
czytając te kawałki po łebkach. Do tego opisy są naprawdę bardzo ubogie, a od
powtarzających się non stop określeń :„moja wewnętrzna bogini” i „jęczę” można
dostać szału. Dziwi mnie, że nikt z otoczenia autorki, czy też wydawca nie
nakłonili jej do dokonania poprawek. No, ale może to ostatecznie nie ich wina,
tylko autorki, która uparła się, by wszystko pozostało tak jak sobie wymyśliła.
Nie zgadzam się natomiast z tymi osobami, które twierdzą, że takie mocne
przeżywanie spotkań, i taki grad orgazmów, jest niemożliwy. A na jakiej
podstawie tak uważam ?
Po pierwsze pragnę zwrócić uwagę, na
fakt, że wprawdzie bohaterka jest osobą zupełnie bez doświadczenia, ale za to
jej partner to coś zupełnie przeciwstawnego. Jest nie tylko bardzo potrzebujący,
jeżeli chodzi o doznania, ale też bardzo dobrze zna się na anatomii ciała
kobiecego i dokładnie wie, gdzie i kiedy dotknąć. Jest, więc rzeczą niemożliwą,
aby nawet bardzo niedoświadczona erotycznie „gąska”, nie potrafiła „dochodzić”,
mając kochanka, który liże, szczypie, całuje głaszcze i poklepuje, zawsze mając
na celu sprawienie partnerce rozkoszy.
Bo o Greyu można by powiedzieć, że jest sadystą, że ma perwersyjne zachcianki, ale z pewnością każdy zauważył, że to w gruncie rzeczy dobry i ciepły chłopak. Jego celem jest sprawianie ludziom radości i pomaganie. Zdaje sobie doskonale sprawę ze swojej odmienności i swoich potrzeb, dlatego też ustala granice i kody bezpieczeństwa, aby nikomu krzywdy nie zrobić. Nie zmusza żadnej dziewczyny do niczego i dba o nie do perfekcji. Bardzo łapie za serce fakt, że od momentu, kiedy się zakochuje, walczy z sobą o to by pozbyć się swoich lęków i uzależnień. Na początku nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, wycofując się stopniowo z tego, co robił do tej pory, a tym samym dopasowując intuicyjnie do bliskiej mu osoby.
Jego tragiczne dzieciństwo i zarazem potrzeba kochania i bycia kochanym sprawia, że znajduje tę właśnie dziwną ścieżkę, którą kroczy. Jego niesamowita potrzeba kontrolowania wszystkiego jest męcząca, ale … nie oszukujmy się J Ile jest kobiet, które nie lubią, gdy facet jest zazdrosny? Nie zapominamy też, że akcja całej trylogii zamyka się w bardzo krótkim okresie czasowym, tam wydarzenia dzieją się prawie codziennie. Nie ma nudnych dni. W tak krótkim okresie, gdy partnerzy są w sobie zakochani i zafascynowani swymi ciałami, nie ma możliwości, aby się nudzić. Jest więc jak najbardziej logiczne, że oboje aż kipią, od pożądania. Bardzo mocno uderza w oczy kontrast pomiędzy różnorodnością pomysłów na intymne chwile, a z drugiej całkowite dno, jeżeli chodzi o słownictwo głównej bohaterki opisującej te wspólne wzloty. Wiem, że nie jest łatwo opisywać sceny erotyczne, ale do licha, tak wielkiej różnicy nigdy nigdzie nie widziałam. To razi mocno. Nie wydaje mi się też, aby wykształconej i romantycznej dziewczynie sprawiało radość przeklinanie, co kilka linijek. Podsuwanie pomysłów z kuleczkami w pochwie, czy pełnym pęcherzem, świadczy o dość dobrej znajomości tematu. Skąd więc takie ograniczone słownictwo? Nie znajduję sensu.
Bo o Greyu można by powiedzieć, że jest sadystą, że ma perwersyjne zachcianki, ale z pewnością każdy zauważył, że to w gruncie rzeczy dobry i ciepły chłopak. Jego celem jest sprawianie ludziom radości i pomaganie. Zdaje sobie doskonale sprawę ze swojej odmienności i swoich potrzeb, dlatego też ustala granice i kody bezpieczeństwa, aby nikomu krzywdy nie zrobić. Nie zmusza żadnej dziewczyny do niczego i dba o nie do perfekcji. Bardzo łapie za serce fakt, że od momentu, kiedy się zakochuje, walczy z sobą o to by pozbyć się swoich lęków i uzależnień. Na początku nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, wycofując się stopniowo z tego, co robił do tej pory, a tym samym dopasowując intuicyjnie do bliskiej mu osoby.
Jego tragiczne dzieciństwo i zarazem potrzeba kochania i bycia kochanym sprawia, że znajduje tę właśnie dziwną ścieżkę, którą kroczy. Jego niesamowita potrzeba kontrolowania wszystkiego jest męcząca, ale … nie oszukujmy się J Ile jest kobiet, które nie lubią, gdy facet jest zazdrosny? Nie zapominamy też, że akcja całej trylogii zamyka się w bardzo krótkim okresie czasowym, tam wydarzenia dzieją się prawie codziennie. Nie ma nudnych dni. W tak krótkim okresie, gdy partnerzy są w sobie zakochani i zafascynowani swymi ciałami, nie ma możliwości, aby się nudzić. Jest więc jak najbardziej logiczne, że oboje aż kipią, od pożądania. Bardzo mocno uderza w oczy kontrast pomiędzy różnorodnością pomysłów na intymne chwile, a z drugiej całkowite dno, jeżeli chodzi o słownictwo głównej bohaterki opisującej te wspólne wzloty. Wiem, że nie jest łatwo opisywać sceny erotyczne, ale do licha, tak wielkiej różnicy nigdy nigdzie nie widziałam. To razi mocno. Nie wydaje mi się też, aby wykształconej i romantycznej dziewczynie sprawiało radość przeklinanie, co kilka linijek. Podsuwanie pomysłów z kuleczkami w pochwie, czy pełnym pęcherzem, świadczy o dość dobrej znajomości tematu. Skąd więc takie ograniczone słownictwo? Nie znajduję sensu.
Wiele osób twierdzi, że akcja i bohaterzy zostali skopiowani ze „Zmierzchu”.
Książka ta leżała u mnie od dłuższego czasu, ale jakoś utknęłam na pierwszych kartkach.
Wróciłam do niej właśnie po przeczytaniu tych opinii. Jest z pewnością o całe
niebo wartościowsza, chociażby ze względu na język, ale jakoś zupełnie nie jestem
przekonana do tego całkowitego kopiowania jej. Jest i owszem ten sam element-
on piękny, ona niedoświadczona, ale tak jest w wielu innych opowiadaniach, czy
powieściach. To taki słynny wręcz motyw. Bo bardziej romantyczny, bo wyciska
szybciej łzy wzruszenia u kobiet. I o to chodzi.
Trylogia o Greyu, zawiera wiele cennych watków. Wprawdzie jest powiescią troszkę głupawą, widać kiepski warsztat autorki, ale jednak ma również wiele cennego materiału. Opowiada dokładnie o konsekwencjach karygodnych zachowań matki, ich wpływ na dorosłe życie chłopaka. Rozwija temat terapii z psychologiem, ich wagę w prostowaniu jego poglądów. Pokazuje, że pomimo takich „psychicznych ułomności” można osiągnąć dużo, bardzo dużo. A skoro już to osiągnięto, to, pomimo iż jest się multimilionerem, nie zapomina się o biednych. Jest wątek zboczeń seksualnych i pokonywanie go z pomocą miłości i dobrych chęci.
A główna bohaterka, w chwilach, gdy nie jęczy i nie skupia się na wewnętrznej bogini próbuje pracować i rozwijać się, a także przeciwstawiać ukochanemu wtedy, gdy uważa to za słuszne, czy wręcz konieczne. I uczy go rozkoszować się prawdziwym uczuciem, tak jak on ją, dobrym seksem. Złośliwi pewnie powiedzą, że czymś trzeba było zapełnić te 3 tomy. To też fakt, ale… nie zmienia faktu, że bardzo dobrze mi się te trzy tomiska czytało. :)
Trylogia o Greyu, zawiera wiele cennych watków. Wprawdzie jest powiescią troszkę głupawą, widać kiepski warsztat autorki, ale jednak ma również wiele cennego materiału. Opowiada dokładnie o konsekwencjach karygodnych zachowań matki, ich wpływ na dorosłe życie chłopaka. Rozwija temat terapii z psychologiem, ich wagę w prostowaniu jego poglądów. Pokazuje, że pomimo takich „psychicznych ułomności” można osiągnąć dużo, bardzo dużo. A skoro już to osiągnięto, to, pomimo iż jest się multimilionerem, nie zapomina się o biednych. Jest wątek zboczeń seksualnych i pokonywanie go z pomocą miłości i dobrych chęci.
A główna bohaterka, w chwilach, gdy nie jęczy i nie skupia się na wewnętrznej bogini próbuje pracować i rozwijać się, a także przeciwstawiać ukochanemu wtedy, gdy uważa to za słuszne, czy wręcz konieczne. I uczy go rozkoszować się prawdziwym uczuciem, tak jak on ją, dobrym seksem. Złośliwi pewnie powiedzą, że czymś trzeba było zapełnić te 3 tomy. To też fakt, ale… nie zmienia faktu, że bardzo dobrze mi się te trzy tomiska czytało. :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń