CIEMNE
CHMURY
Głęboka pieczara gdzieś w głębi ziemi, a z niej
prowadzą schodki jeszcze niżej. Schodząc powoli w głąb kobieta coraz szczelniej
otula się szalem. Przerażenie, jakie ogarnia ją z każdym krokiem nakazuje jej
wrócić szybko na górę. Nie poddaje się jednak tym myślom, wiedząc iż musi
dotrzeć do sedna tajemnicy- inaczej trudno będzie wygrać życie małej. Na
ścianach piwnicy jest coraz więcej pająków, są coraz większe i groźniejsze,
atakują coraz mocniej.
Trzymając w ręku zapaloną pochodnię kieruje się coraz
głębiej. Tunel tak szeroki początkowo, jest coraz to węższy i niższy. W jej
uszach zaczyna się dziwny szum, coraz głośniejszy, przechodzący w pisk o
niesamowitej częstotliwości. Rozsadza jej mózg, doprowadza do szału. Coraz
trudniej jest jej zebrać myśli, ale pomimo to, z uporem posuwa się naprzód. W
pewnej chwili musi uklęknąć i czołgając się teraz na kolanach wchodzi do
maleńkiej pieczary. Z ogniska zapalonego na środku, wydobywa się przyjemne
ciepło. Podchodzi i grzeje przez chwilę skostniałe ręce. Powoli i z wysiłkiem próbuje
się skoncentrować i odgadnąć kierunek, w którym powinna szukać.
Hałas
nasilający się z każdą chwilą jest coraz silniejszy, wydaje się, iż popękają
jej bębenki w uszach. Ból jest coraz większy i trudniejszy do zniesienia, z
trudem rozpoznaje kierunek. Kierując się w stronę wielkiego kamienia ostatkiem
sił zbiera myśli i próbuje przebić się przez grubą ścianę, która nagle wyrosła
broniąc jej dostępu. Przed sobą widzi wielką księgę. Całą swą mocą próbuje
zobaczyć
pierwszą stronę, ale powiew silnego wiatru odrzuca ją do tyłu. Czuje
silny ból w tyle czaszki i …
Trzech mężczyzn pochylonych każdy nad swą kulą z
przerażeniem obserwuje ogromny cień zbliżający się do znachorki, wszyscy w tej
samej sekundzie rozpoczynają działanie próbując zastąpić mu drogę. Macki
wyciągnięte w stronę kobiety są jednak bardzo mocne i nie udaje się ich odciąć.
- Ekszo – brzmi wydany przez mistrza rozkaz, lewa
dłoń każdego z nich wykonuje ruch od lewej w prawą stronę, podczas gdy prawa
ręka tworzy zaporę.
Otwierając oczy czuje silny ból w skroniach i
niesamowity smutek. Siła rodząca się w ciemnościach jest bardzo, bardzo silna.
Ogarnia ją silny strach, a myśli, które tłoczą się w mózgu nie pozwalają na
odpoczynek. Widziała, z jakim trudem opiekunowie wyciągnęli ją z pieczary.
Sadowiąc się wygodnie w bujanym fotelu próbuje odzyskać wewnętrzną równowagę. W
tył, w przód, w tył, w przód …. Jej myśli powoli uspokajają się, odchodzą i
mózg wypełnia znajoma pustka i cisza. Kula światła robi się coraz to większa i
większa, wypełniając każdy zakamarek jej ciała, błyszcząc wszystkimi kolorami
tęczy. Powolutku, krok po kroku przenosi się na polankę, gdzie jako młoda
dziewczyna żegnała swego mistrza. Powoli, z sekundy na sekundę cofają się
wskazówki zegara. Siada na środku polany i rozpala ognisko dosypując do niego
ziół z małego mieszka zawieszonego na szyi. Każdy jej ruch jest jak taniec,
spokojny i zaprogramowany, ale zarazem spontaniczny i ciepły. Nucąc pod nosem
sobie tylko znane słowa zaprasza do zajęcia czterech przygotowanych miejsc.
Z radością patrzy na miejsce przed sobą. Jej serce
wypełnione lękiem uśmiecha się do serca mistrza. Siły całej piątki jednocząc
się tworzą obraz rodzącego się zła. Krok po kroku analizują nadchodzące
uderzenia. Nie próbują nawet tego zatrzymać, doskonale wiedzą, iż odrodziła się
siła uśpiona na wiele wieków. Karmiona nienawiścią i rządzą zemsty z godziny na
godzinę jest coraz silniejsza.
- Patrzcie uważnie na każdy jej ruch – płyną
polecenia wydawane przez mistrza.
- Bądźcie przy mnie w każdej sekundzie, starając się
dać mi najmocniejszą ochronę, na jaką was stać. Pamiętajcie jednak, iż walka
należy do mnie, tylko ja mogę do niej stanąć i tylko ja mogę pokonać Mawro Sinefo
– opiekunowie posłusznie pochylają głowy, pełni obaw.
- Mistrzu, czy nie możemy tego uderzenia zablokować,
przenieść w czasie, dając Ci tym samym możliwość na odbudowanie twej wiedzy i
twych zdolności? – Ośmiela się zapytać jeden z opiekunów.
-Niestety nie - odpowiada mistrz – Wy będziecie moim
doświadczeniem, a Wera będzie Werą.
W przód, w tył, w przód, w tył…
Powoli krok po kroku wraca świadomość. Znachorka
gładzi grzbiet kota myśląc o swej ukochanej Werze.
-
W godzinie zerowej Wera musi zadziałać sama – słowa mistrza, jeszcze brzmią w
uszach. Wie, że nie ma na to innej rady, że to, co zapisano musi się wypełnić,
ale boi się tak bardzo o swoją pupilkę, wie, że mała nie jest absolutnie gotowa
na takie spotkanie. Myśląc o tym intensywnie, czuje znaną, tak
charakterystyczną senność. Okrywa się kocem czekając na odwiedziny. Powoli
myśli odpływają w dal i pozostaje już tylko kula złotego światła, z którego
wyłania się postać babci Weroniki. Podaje znachorce maleńki woreczek z ziołami
i patrząc głęboko w jej oczy uśmiecha się.
Malwina
chodzi z kąta w kąt nie słysząc powtarzanego już po raz trzeci tego samego
pytania. Matka
patrzy na nią z niepokojem, widząc, że dzieje się z nią coś
dziwnego. Dziewczynka całymi dniami pochłonięta jest myślami, na jej twarzy raz
po raz pojawia się uśmiech, ale taki, że aż ciarki przechodzą po plecach.
Wczoraj weszła do jej pokoju zanosząc wyprasowane ubrania i zastała ją
mamroczącą jakieś dziwne słowa, od których robiło się niesamowite zimno. Jej
twarz, twarz uroczej dziewczynki jaką była jeszcze do niedawna zmieniła się w
twarz zimnej, twardej kobiety. Ta zmiana przeraża matkę. I do tego ten
dzisiejszy sen. Już prawie świtało, kiedy usiadła na łóżko próbując wołać o
ratunek. Jeszcze teraz ma przed oczami obraz Wery, którą otaczały potwornie
grube czarne macki, kładąc się na jej sercu, wchodząc do ust. Słyszy potworny
śmiech wydobywający się z ust Malwiny, widzi wyciągnięte przed siebie ręce,
które zmieniając się w macki ośmiornicy otaczały Werę. I do tego ten wielki
czarny cień, jak czarna gradowa chmura otaczający jej córkę. Patrzy na córkę ze
łzami w oczach widząc, że to już nie jest ta sama osoba, czując, że Malwina
sprzed kilku dni i Malwina teraz to już dwie zupełnie inne osoby. Jej córka
zawsze była próżną egoistką, ale nigdy nie była złą osobą, wie , że nie
zrobiłaby nikomu krzywdy. Teraz jest inaczej. Kobieta czuje, że jej córka
przygotowuje się do ataku, z bólem serca myśli o tym, co nastąpi. Zostawia naczynia, które właśnie wycierała,
ściąga fartuch i zdejmując z wieszaka żakiet wychodzi z domu. Czuje wielką
potrzebę porozmawiania z Werą, musi ją ostrzec, musi jej powiedzieć to wszystko,
co jako matka czuje. Idąc do domu Wery przypomina sobie historię opowiadaną z
pokolenia na pokolenie, przypominają jej się słowa babci, która zmarła w kilka
godzin po narodzeniu Malwiny.
-
Uważaj na małą, uważaj na siebie, odrodziło się Mawro sinefo – powiedziała
zanim odeszła na zawsze.
Kobieta siada
pod młodym drzewkiem przerażona tym, co zaczyna napływać jak fala wspomnień do
jej pamięci, wszystkie opowiadania, które słyszała w dzieciństwie stają teraz
jak żywe przed oczami paraliżując jej ruchy.
-Matko
miłosierna miej nas w swej opiece – szepcze zaciskając w ręku medalik
zawieszony na szyi. Podnosi się z wysiłkiem i kontynuuje swą wędrówkę w stronę
domu Wery.
Ojciec
gotowy już do drogi pochyla się zatroskany nad łóżkiem ukochanej córki, z
niepokojem patrząc na jej bladą twarzyczkę. Wera próbuje się uśmiechnąć, ale
zamiast tego z jej ust wydobywa się jęk, czuje się tak dziwnie, jakby
sparaliżowana. Próbuje usiąść, ale jej ciało nie słucha wydawanych poleceń,
próbuje podnieść rękę, ale udaje jej się to tylko w połowie i ręka opada z
powrotem na kołdrę. Przerażony Józek siada na łóżku i gładząc jej rękę
intensywnie myśli.
Znachorka
spogląda w górę słysząc krzyk sowy. Jej ciało przebiegają zimne dreszcze. Przez
chwile czuje lodowaty chłód ogarniający jej ciało, widzi wykrzywioną w bólu
twarz mistrza. Pochylona szuka małych kamieni i układa z nich krąg, wchodzi do
środka i oddaje się medytacji. Natychmiast nawiązuje kontakt ze swymi opiekunami,
ich twarze są zatroskane a oczy bardzo, bardzo smutne. Przygotowują się do
podróży.
Malwina
krąży po pokoju mrucząc ciągle nowe zaklęcia, które przychodzą niewiadomo skąd.
Czuje jak napływa w nią niesamowita siła, siła tak duża, iż czasem ją przeraża.
Teraz ze zdziwieniem patrzy na małą lalkę, którą zrobiła z kawałków szmatek i
włóczki. Jej spojrzenie pada na pudełko ze szpilkami, które matka zostawiła u
niej zaznaczając długość firanek. Wyciąga jedną z nich i z wielką radością wkłuwa
ją w rękę lalki. Jej usta otwierają się i zamykają niczym pyszczek ryby, słowa
napływają jedne za drugimi tworząc całe zaklęcia.
Ręka raz po raz sięga po
szpilki, wbijając je z coraz większą siłą w ciało lalki. Wiruje po pokoju trzymając ją na wyciągniętej
dłoni i patrząc z radością jak
miękko wchodzą szpilki. Z każdą wbitą szpilką
czuje się coraz lepiej, mocniej, jej ciało pręży się jak ciało tygrysa gotowego
do ataku, by za chwilę wić się jak ciało wąż. Patrząc na głowę lalki, jedyne
miejsce, wolne jeszcze od szpilek, sięga ręką do pudełka, ale nie znajduje już
nic w środku. Budzi się w niej wściekłość, ale zaraz nadchodzi złowieszczy
śmiech
- I co z tego – śmieje się teraz już w głos –
zostawiam Ci wolny skrawek – jej śmiech rozbrzmiewa echem po całym pokoju.
Opiekunowie
oddychają z ulgą, wysłany obraz spełnił swą rolę. Teraz wszyscy trzej są już w
jednym pomieszczeniu i wspólnymi siłami kontrolują Malwinę. Ich ręce, głosy i
myśli łączą się, wytwarzając mocną wibrację. Rozpoczyna się podróż do pokoju
Wery.
Ciąg dalszy nastapi